Stawko ty moja! Cena lekcji JPJO
- Iwona Głowacka
- 4 cze
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 17 cze
O opłakanych skutkach rywalizowania ceną w nauczaniu JPJO.

Krew się we mnie burzy, kiedy widzę takie ogłoszenia – 60 minut lekcji za 45 złotych. Choć wiem, że wraz z rozkwitem oferty polonistycznych studiów glottodydaktycznych, rynek kursów języka polskiego jako obcego przestał być błękitnym, czyli spokojnym oceanem, w którym niemal nie było konkurencji. Osoba, który wchodziła na taki rynek jeszcze 10 lat temu, była jedną z nielicznych, dzięki czemu łatwiej odnosiła sukces.
Dziś początkujący „wypływają” na trudny, zwłaszcza dla nich, czerwony ocean – rynek zdominowany przez konkurencję i ostrą rywalizację o kursantów.

Nowi lektorzy opanowali podstawowe umiejętności uczenia języka. Brak im jednak wiedzy i doświadczenia biznesowego, ponieważ studia przygotowujące do zawodu nie poświęcają temu aspektowi pracy żadnej uwagi. A przecież większość lektorek i lektorów musi stworzyć sobie własne miejsce pracy jako soloprzedsiębiorca. Szkoły językowe nie oferowały i nie oferują umów innych niż zlecenia. Do tego, żeby zdobywać własnych klientów i móc się z nimi rozliczać, lektorzy muszą mieć możliwość wystawiania rachunków i faktur.
Muszą też umieć rzetelnie i perspektywicznie wycenić swoją pracę.
Cena, którą proponują w pierwszym okresie pracy, nie może wynikać z widzimisię. Musi być poparta znajomością rynku i wpisywać się w długoterminową strategię cenową. Dlatego drodzy wykładowcy i wykładowczynie, rozmawiajcie ze studentami o cenniku – waszym i waszego otoczenia. Bez tego prowadzicie absolwentów wprost na wojnę cenową, działanie krótkowzroczne, nieprzemyślane, które szkodzi całej branży.
Zaniżanie cen kursów psuje rynek. Zabiera z niego ludzi zdolnych i cenionych, ale rozczarowanych finansową stroną zawodu. Pozostawia na nim tych o niewielkim doświadczeniu, gotowych pracować po kilkanaście godzin dziennie sześć dni w tygodniu. Aż do wypalenia zawodowego.
Zaniżanie cen obniża jakość lekcji. W jaki sposób zachować koncentrację na każdych zajęciach, jeśli prowadzi się po 40 godzin zegarowych w tygodniu? Jak się do nich przygotować, sprawdzić pracę domową? Przy założeniu, że każdej lekcji poświęca się nie więcej niż 10 dodatkowych minut, przygotowanie zajęłoby dodatkowy dzień pracy. Gdzie czas na dojazd, a nawet założenie spotkań na Zoomie? Gdzie czas na dokształcanie się, generowanie pomysłów, rozmowę z koleżanką po fachu, łyk kawy?

Zaniżanie cen obniża wartość lekcji w oczach klienta. Jeśli indywidualna lekcja polskiego kosztuje 45 złotych za 60 minut, to może lepiej doszkolić angielski – język międzynarodowy – i dzięki niemu ułatwić sobie życie w Polsce. Albo opłacić droższą aplikację do nauki. Skoro kosztuje więcej, przyniesie z pewnością lepszy rezultat niż amatorska lekcja.
Zaniżanie cen wymusza cięcie kosztów. Dostęp tylko do podstawowych narzędzi, pozwolę sobie wymienić Wordwall, Zoom, Canva i ChatGPT, to koszt około 200 złotych miesięcznie.
Do tego uczenie na wszystkich poziomach zaawansowania wymaga odpowiednich podręczników i materiałów dodatkowych. Czasem dostępu do płatnych, uatrakcyjniających zajęcia platform, takich jak elektroniczna wersja podręcznika „Polski jest cool” lub „Polski do czytania”. Cięcie kosztów skłania niestety całkiem liczne grono koleżanek i kolegów po fachu do sięgania po pirackie kopie książek cyfrowych i papierowych. Po prostu kradzież własności intelektualnej, której sama doświadczam.
O zapobieganiu wojnie cenowej na rynku lekcji JPJO w kolejnej odsłonie.
Comments